Sukces. Nie ten ogólnie rozumiany, w powszechnym ujęciu powiązany z bogactwem czy sławą. Nasz własny sukces.
Nie marzenia. Bo każdy je ma, w każdym wieku, realne czy nie, duże czy małe. Ale świadomość własnej definicji sukcesu to coś innego. Dojrzewa z samopoznaniem. Jest niezbędna by opracować do tego sukcesu drogę.
Jak wyobrażasz sobie siebie, który osiągnął i robi dokładnie to, co od zawsze chciałeś/-aś robić, co od zawsze było motorem twoich działań, kierunkiem zainteresowań czy rozwoju talentu. Kim chcesz być.
Moja definicja dojrzewa od 12 lat. Realizuję ją od 10.
Moją definicją sukcesu było: Chcę pracować w jednej z najlepszych agencji reklamowych świata, a jednocześnie mieć czas na modowe pasje i podróże po całym świecie. Tyle.
Nie opiszę tu całej historii, ale że blog prowadzę 14 miesięcy, chyba pora się lepiej poznać 🙂 Opowiem tu o 3 momentach na tej drodze, bo to one składają się najbardziej na stan obecny i pozwolą Wam najlepiej zrozumieć tą historię.

2014
Po prawie 2 latach wróciłam do Polski z UK. Miałam długą listę klientów w CV, pracę w agencji marketingowej w Manchesterze jako grafik projektant, 5 lat doświadczenia w projektowaniu komercyjnym. Chciałam kariery w reklamie, swojej ścieżki, i chciałam jej w Polsce, blisko rodziny.
Tymczasem, każda z rozmów o pracę w agencjach była kompetną porażką. Raz za razem odbijałam się od ściany. Nikt nie chciał zatrudnić w reklamie osoby BEZ doświadczenia stricte w reklamowej. Studia, 5 lat na Akademii Sztuki, magister, publikacje książkowe moich prac w zagranicznych wydawnictwach, wyróżnienia branżowe, klienci… Sama na 3 roku odrzuciłam ofertę pracy w jednej z top agencji właśnie reklamowych, by dalej uczyć się dziennie. To nie miało znaczenia.
Ze względu na wyjątkowe warunki, przyjęłam pracę projektanta w jednej w największych światowych korporacji. Mogłam podróżować dokąd chciałam, ukończyłam studia podyplomowe, nie poddałam się.

2016
Minęły 2 lata. Po studiach podyplomowych, przeszłam OSIEM rozmów rekrutacyjnych w 1 miesiąc. Żadne miejsce nie zaoferowało warunków pracy, które miałam, ani takich jakie mogłabym przyjąć. Nie poddałam się, szukałam dalej.
I wtedy, po 5 miesiącach znalazłam pracę w małej agencji, ale dla dużego klienta. Wiele się w niej nauczyłam, chodziłam na plany i sesje zdjęciowe, założyłam ten blog, nadal podróżowałam, ale to nie było to. Gdzieś w głębi czułam się nie w pełni tym, ale znów, nie poddałam się.

2018
I znów minęły 2 lata. Wrócilam z Madrytu chora, z zapaleniem zatok życia i jakimś fartem będąc na zwolnieniu lekarskim trafiłam na ogłoszenie w jednej z tych topowych agencji reklamowych świata, z siedzibą 3 kilometry od mojego mieszkania. To musiało się udać. MUSIAŁO.
Pamiętam, że na rozmowę starannie nałożyłam podkład na pół szyi i w ten właśnie sposób, upaćkałam sobie cały kołnierz białej koszuli. Na spotkanie jechałam z gorączką, na 9 rano, a o 10 już czekała wizyta u lekarza i (oby) zwolnienie lekarskie. Dostałam je, i to prawie 2 tygodniowe.
Wyglądałam i kaszlałam jak 7 nieszczęść, ale na szczęście mówiłam z sensem. Dzień później, odebrałam telefon i przyjęłam propozycję. Miałam swoją agencję reklamową przez duże A, miałam swój sukces.
2019
Możnaby pomyśleć, że ta historia się tu kończy, ale niestety, nie.
W tej swojej, wymarzonej Agencji czekał nie 3, nie 4, a prawie 5 MIESIĘCZNY okres próbny. Byłam poddawana sprawdzianom, testom, pracowałam weekendami i zapuściłam blog.
Zostałam zwolniona i musiałam się spakować. Godzinę zajęło mi spakowanie wszystkich książek i albumów z biurka, w otoczeniu pracowników, szykujących się na służbową imprezę, na którą nie wypadało nawet iść. By wreszcie, 2 tygodnie temu otrzymać telefon. Zatrudniamy cie na stałe. To jedno ważne zdanie, po którym nie miałam nawet siły się ucieszyć.
Każdy z kilkuset małych projektów, tych do szuflady, dla klientów płacących i nie, a wreszcie publikowanych w książkach przyczynił się do tego, że wylądowałam w agencji, której warszawski oddział wpisano właśnie na 20 miejsce na liście najlepszych agencji reklamowych świata.
To jest moje główne zajęcie poza blogiem. Reklama 🙂 Nie wymieniłabym go na żadne inne, nie żałuję niczego poza tą odrzuconą ofertą na studiach, a historię spisałam po to, byś lepiej mnie poznał/-a.
Droga do osiagnięcia celu zawodowego potrafi się ciągnąć latami, ale kiedy już ją przejdziesz, nie zostawiaj jej wyłącznie dla siebie. Bo wtedy ktoś nieświadomy tych wszystkich wypadków i wtop, poświęcenia, a przede wszystkim ogromu pracy, jaką należy wykonać, być może przedwcześnie zejdzie ze swojej.
Na swój pracuję od 10 lat, i jak juz wiesz, ten blog jest do tego niezbędny tak samo, jak Ty. Więc dzięki, że jesteś 🙂